W zasadzie nie byłem pewien, co teraz zrobić. Kiedy się obudziłem, wyposażona we wszelkie możliwe luksusy jaskinia była pusta. Choć to głupie, zacząłem się o nią martwić. Jak widać, niepotrzebnie. Anielica, którą boży mściciel nazwał Alfajirią bynajmniej nie wymagała ratunku czy jakiejkolwiek pomocy z mojej strony. Wręcz przeciwnie, wydawała się być prze szczęśliwa będąc w ramionach tego półnagiego osobnika.
Wbrew sobie odczułem zażenowanie. Przy nim wymiękali greccy bogowie, nie ma co się oszukiwać. A ja? Nieogolony, z za długimi włosami, bladą cerą, wychudzony... Niczym prawdziwy bezdomny, którym w rzeczy samej jestem. Odczułem gwałtowną chęć schowania się w jakimś ciemnym miejscu, albo - choć to beznadziejnie głupie - dokopania bożemu mścicielowi.
Trzymany przez niego kobiecy ideał wpatrywał się w osobnika jak w obrazek.
Tak, zdecydowanie nie przypadł mi do gustu.
I jeszcze to spojrzenie! Chyba im w czymś przerwałem, bo gdyby wzrok mógł zabijać, z pewnością już leżałbym sztywny wśród kolorowych kwiatów. Urocza sceneria śmierci, nie ma co.
Raguel. Jak ona go nazwała? Mścicielem? Bożym sędzią?
Poczułem jak wzdłuż kręgosłupa przebiega mi zimny dreszcz, a na ramionach pojawia się gęsia skórka.
Anioł też to dostrzegł, a na jego ustach pojawił się uśmiech, który nie był ani trochę przyjemny.
Z nienawiścią, zazdrością i obrzydzeniem spojrzałem na silne dłonie gładzące miejsce pomiędzy skrzydłami Alfajiri. Gdy ta zadrżała, myślałem, że zwymiotuję.
A wtedy on ją pocałował.
Przez chwilę patrzyłem, jak oczy Alfajiri rozszerzają się z zaskoczenia, a potem powieki opadają powoli i kobieta wplata palce w jego ciemne włosy.
Jeszcze chwila i zwymiotuję.
-Będę w jaskini - burknąłem, nie dbając o to, czy mnie usłyszą i wróciłem do jaskini.
Przyszli godzinę później. Przez ten czas całą swoją uwagę skupiłem na telewizji, by nie zacząć się zastanawiać, co w tym czasie robili. Cóż, przynajmniej starałem się tak zrobić.
- Opowiedziałam Rasuilowi co nieco o naszej sytuacji, Jesonie - zaczęła siadając na sofie naprzeciwko niego. Jej towarzysz usiadł przy jej boku, kładąc rękę na jej kolanie.
To mieliście czas rozmawiać?, pomyślałem, i mało brakowało, bym powiedział to na głos. Opanuj się, człowieku!
- I do jakich wniosków doszliście?
Alfajiri zdążyła ledwie otworzyć usta, gdy odezwał się Raguel.
- Że jesteś synem anioła, a Lucyfer chce cię dostać w swoje łapy.
Gapiłem się na nich jak skończony idiota. Co oni pieprzyli?
- Widzisz? - mruknął Raguel, zwracając się do mrożącej go wzrokiem dziewczyny, - Mówiłem, że nie uwierzy.
- Musiałeś mówić to tak bezpośrednio? To wciąż śmiertelnik, oni mają słabe umysły! To dla niego za dużo.
- Alfajirio, wiesz tak samo dobrze jak ja, że nigdy nie będzie śmiertelnikiem. Są jedynie opcje, które zostaną mu przedstawione.
- Jakie opcje? - udało mi się wykrztusić nienaturalnie piskliwym głosem.
- Cóż, wciąż żyjesz, więc nie powinienem ci o tym mówić. Z drugiej jednak strony, i tak już wiesz o naszym istnieniu. Zatem, kiedy już umrzesz, poziom twojej mocy i całe twoje ludzkie życie zostanie dokładnie zbadane. Jeśli wszystko będzie w porządku, istnieje szansa, że zostaniesz aniołem.
- A jeśli nie? - spytałem, choć nie wiedziałem, czy chcę znać odpowiedź.
- Twoje dusza zostanie unicestwiona - odparł, jakby mówił o pogodzie na następny dzień. - A teraz śpij - dodał, patrząc mu prosto w oczy.
Wszystko zalała czerń.
***
- Rasuil, na Boga, ostrożnie!- krzyknęłam, wyskakując do przodu by złapać Jasona lecącego twarzą prosto na twardy blat stolika. - To tylko śmiertelnik.
- I to śmiertelnik, wobec którego żywisz jakieś uczucia - odparł swoim zwyczajnym, wypranym z wszelkich głębszych emocji głosem.
- Jest synem jednego z nas, Rasuilu. Trzeba o niego dbać.
- Bo twój kochanek chce go dostać w całości?
- Raguelu - powiedziałam z westchnieniem. - Zazdrość to emocja bardzo popularna... wśród śmiertelników.
- Nie jestem zazdrosny, Alfajirio - prychnął. - Jestem zniesmaczony.
- Tak? Śmiem sądzić, że jednak towarzyszy ci zazdrość.
- Skąd takie przypuszczenia? - zapytał z błyskiem w tych pięknych oczach, rozkładając się jednocześnie wygodniej na sofie.
- Pocałowałeś mnie, bo widziałeś, jak Jasona na mnie patrzy. - A wcale nie potrzebowałam czytać mu w myślach, by wiedzieć, że mnie pragnie.
- Pocałowałem cię, ponieważ chciałem to zrobić. A poza tym... nie pozostałaś mi dłużna. - Jakby dla podkreślenia swych słów przesunął językiem po dolnej wardze.
- Opanuj się, anielski chłopcze - zachichotałam. - Zaskoczyłeś mnie. No i tęskniłam za tobą.
- Czyli mam rozumieć, że ze wszystkimi, których nie widziałaś przez długi czas witasz się w ten sposób? - spytał, a jego ton stał się groźny.
- Raguilu... Uspokój się. Mamy teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż nasze niedokończone sprawy. A tak dla przypomnienia, zdecydowaliśmy, że zostaniemy przyjaciółmi.
- Masz rację. Przynajmniej co do tego, że nasze sprawy możemy odłożyć na później. Jednak wrócimy do tego.
- Zatem co teraz?
- Chroń tego anielskiego syna, jednak nie musisz... umilać mu życia bardziej niż to konieczne. Ja wrócę do domu i dowiem się, do kogo należy twój przyjaciel.
- Kiedy wrócisz? - spytałam z melancholią w głosie.
- Niedługo - odparł, pocałował mnie i wyfrunął z komnaty.
- O co chodzi z tymi waszymi niedokończonymi sprawami? I co to znaczy, że do kogoś należę? - spytał sennie głos za moimi plecami.
Świetnie. Jeszcze tylko tego mi teraz brakowało.
-------------------------------
Przepraszam! No cóż, studia to studia, i wbrew pozorom na wykładach nie zawsze się śpi. Postaram się jednak pisać jak najczęściej ;)
No rzadko dodajesz rozdziały, ale warto czekać :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
OdpowiedzUsuńI mały szok. Jason anielskim chłopcem? 0.o
Weny.
No.. Co ja mam napisać? Świetny rozdział :) Tak jak inni, nie spodziewałam się, że Jason jest synem anioła. W ogóle... No dobra, nie umiem tego ubrać w słowa. Poza tym, że jest naprawdę ciekawie, fajnie budujesz akcję i aż chce się czekać na ciąg dalszy :) Weny życzę
OdpowiedzUsuńProsze cie zmien te paski na tel. , bo sie czytac nie da :) a tak wg super
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji na pelargiaa.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPelargia